Xi i Putin to dyktatorzy; Chiny i Rosja mordują ludzi, w tym własnych obywateli
W Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski zostanie otwarta w piątek najnowsza wystawa Badiucao pt. „Tell China's Story Well”, ("Chiny. Opowieść prawdziwa"). Ambasada Chin chciałaby powstrzymać to wydarzenie.
Jak uważa Badiucao, największym problemem dla ambasady ChRL są dwa obrazy, które znalazły się na plakacie wystawy. Na jednym z nich przedstawiony jest Xi, obgryzający fragment ciała, na drugim w podobnej sytuacji przedstawiony został Putin. Według chińskich władz obraz rani uczucia chińskiego lidera oraz samych Chińczyków.
„Ale dla mnie to idealna metafora, pokazuje jak postacie dyktatorów ranią własnych ludzi (…). Tak, może być trudno patrzeć na te obrazy, ponieważ przedstawiają brutalne sceny. Ale jeśli odwołalibyśmy się do historii sztuki, odnoszą się one do +Saturna pożerającego własne dzieci+ Francisca Goi. Myślę, że to idealne porównanie między historycznymi wydarzeniami, a obecnymi. Jeśli zastanowimy się nad tym, co robi rząd Chin i rząd Rosji, zobaczymy, że zabijają własnych ludzi” – argumentuje Badiucao.
Jak mówi, w Chinach trwają prześladowania mniejszości Ujgurów, mieszkańców Hongkongu i zwykłych Chińczyków, którzy opierają się systemowi. Z drugiej strony, uważa Badiucao, Putin "dosłownie morduje dzieci" na Ukrainie z powodu „prywatnych ambicji”.
To nie pierwszy raz, kiedy przeciwko wystawie Badiucao protestują chińskie władze – przekazała PAP Michaela Szilpochova, kuratorka wystawy w CSW Zamek Ujazdowski i dyrektor artystyczna czeskiego Centrum Sztuki Współczesnej DOX.
W 2018 r. wskutek nacisku chińskich władz odwołano indywidualną wystawę Badiucao w Hongkongu. W Brescii we Włoszech w 2021 r., kiedy wystawa artysty doszła do skutku, chińska ambasada naciskała na jej odwołanie. To samo wydarzyło się w Pradze, jednak również czeska instytucja nie ugięła się pod presją.
„To, co się dzieje tutaj, w Warszawie, to niestety nie jest pierwszy raz i cieszę się, że muzeum zajęło zdecydowane stanowisko przeciwko tej presji. To niedopuszczalne, aby w ogóle pomyśleć, że ambasada obcego kraju mogłaby zmusić polską lub jakąkolwiek inną instytucję do zmiany programu, bo przedstawicielom Chin nie podoba się przekaz wystawy” – stwierdziła Szilpochova. Artysta „nigdy nie pokazuje swoich prac w ten sam sposób” – dodała, a część jego dzieł, w tym portrety Xi i Putina, zostaną zaprezentowane po raz pierwszy w CSW Zamek Ujazdowski.
Jak mówi sam Badiucao, rząd ChRL nie zagraża jedynie jemu i jego wolności wyrażania się, ale również prawom ludzi w Polsce, ponieważ chińskie władze chcą wyeliminować możliwość bardziej obiektywnego zrozumienia świata przez odbiorców poprzez naciskanie na zablokowanie wystawy.
„Myślę, że (Chiny) dzielą z Polską historyczną traumę reżimu komunistycznego. I nawet pewne ważne wydarzenia odbyły się tego samego dnia, 4 czerwca 1989 r. Dla Polaków to moment, gdy poznali smak wolności i demokracji, ale w Chinach to dzień brutalnej masakry przeciw ruchowi studentów na rzecz demokracji, która sprowadziła Chiny na bardzo inną ścieżkę” – dodaje artysta.
Jego zdaniem, te dwa wydarzenia, pierwsze wolne wybory w Polsce i masakra tysięcy studentów przez chińskie władze na Placu Tiananmen, pokazują, jak różnie mogą potoczyć się losy polityczne danego kraju w zależności od postawy rządu.
„Wyobraź sobie, że płyniesz pod prąd i ten prąd to ten bardzo agresywny, autorytarny reżim. Musimy z nim walczyć, musimy walczyć o nasze prawa, inaczej zostaniemy zniesieni i powrócimy do starej, czerwonej i okrutnej przeszłości” – uważa Badiucao.
Jak podkreśla, jego sztuka ma opowiadać nie tylko o naruszaniu praw człowieka w Chinach – "o ludobójstwie Ujgurów, o polityce +zero Covid+, o masakrze na Placu Tiananmen", a jest opowieścią także o braku poszanowania dla tych praw w innych częściach świata, również na Zachodzie. Nie chce również być nazywany dysydentem, ponieważ, w jego opinii, słowo to niesie ze sobą znaczenia bycia przeciwko czemuś, podczas gdy on chce bronić uniwersalnych wartości. Nie być przeciwko czemuś, ale opowiadać się za czymś.
Przyznaje jednocześnie, że jednym z najważniejszych obecnie światowych problemów jest „niejednoznaczna” relacja Chin z Rosją prowadzącą wojnę przeciwko Ukrainie oraz możliwość dokonania przez Chiny inwazji na Tajwan. Byłaby to, w jego oczach, sytuacja, która zagroziłaby pokojowi na całym świecie.
Rozmówca PAP podkreślił także, że jako Chińczyk, który mieszkał w Chinach przez ponad 20 pierwszych lat swojego życia, odczuwa bardzo silną, emocjonalną więź z tym krajem i z ludźmi, którzy w nim żyją. „Więc obserwowanie jak Chiny podążają mroczną ścieżką łamie moje serce” – powiedział.
Dziadek i brat dziadka artysty byli jednymi z pierwszych twórców filmowych w Chinach. Obaj zostali zamordowani przez Partię Komunistyczną w czasie zainicjowanej w 1956 r. przez Mao Zedonga kampanii stu kwiatów.
„Ten cień w mojej rodzinie podążał za mną od zawsze. Moi rodzice nie chcieli, bym został artystą ze względu na rodzinną tragedię. Więc kiedy dorosłem, naturalnie, byłem bardziej odporny na propagandę chińskiego rządu, próbującego pokazać, jak dobrze żyje się naszemu społeczeństwu. Późniejsza wiedza o masakrze na Placu Tiananmen pomogła mi w zebraniu i uzupełnieniu układanki, pozwalającej na zrozumienie Chin” – stwierdza Badiucao.
Artysta dowiedział się o masakrze studentów z 1989 r. przez przypadek, już jako dorosły człowiek. W ocenie Badiucao obecny chiński rząd robi to samo, co robili dawni komuniści, którzy zamordowali członków jego rodziny. Uważa, że gdyby nie wyjechał z Chin do Australii, w jego rodzinnym kraju zostałby wtrącony do więzienia, albo wydarzyłoby się „coś gorszego”. Dzięki tej decyzji może również nagłaśniać prześladowania dokonywane przez chiński rząd, choć sam przez cały czas podejmuje ryzyko, prowadząc działalność artystyczną i krytykując chińskie władze.
„Obraz nie jest zbrodnią, zbrodnie popełniają dyktatorzy. Sztuka nie powinna być krytykowana, to ci kryminaliści powinni być krytykowani” - powiedział Badiucao. (PAP)
Autorka: Katarzyna Łukasiewicz